środa, 13 sierpnia 2014

Avawa


Kiedy ostrzegano mnie, że Avangarda to konwent bardzo mało popularny i jeszcze mniejszy niż małe zadupkony nie chciało mi się w to wierzyć, bo przecież fandom warszawski jest liczny i sam w sobie byłby w stanie zrobić tłum. Ale trochę się przeliczyłam, bo mordy, co prawda, te same i dobrze znane, ale poza nimi tłum chudziutki jak warszawski twaróg. Wszystkiego było może z setka, może z dwie, na moje oko. Nie było zbyt dużo cosplayerów prócz ekshibicjonistek, Star Treka i tych od walki mieczem.

W czwartek zdążyłam tylko zobaczyć wykład dr Oramus na temat Mistycyzmu w Darwinizmie, który był dobry, ale byłby znacznie lepszy gdyby nie fakt, że pani Oramus (która jest moim wykładowcą, więc znam jej standardowe umiejętności) wykładała wszystko łopatologicznie i jak dla laików. Może i słusznie, bo pewnie laików się tam pewnie sporo znalazło, ale przez to my czuliśmy się lekko nienasyceni.

Później pojawiłam się u Marka Golonko, ale tylko towarzysko, więc nie mogę zbyt wiele powiedzieć, może prócz tego, że RPGowców jest bardzo dużo, znacznie więcej niż nas, literaturofilów, a dostają znacznie gorsze budynki. No ale u nich to faktycznie nie są wykłady, prelekcje, sympozja tylko dzielenie się wrażeniami i wspomnieniami, a sam temat jest znacznie bardziej, jednak, trywialny (tak wiem, zaraz zje mnie RPGowa Sowa, Szlaczek i wszyscy inni RPGowcy).

Targi odbywały się w przepięknym gmachu głównym Politechniki, do którego nie mam co przyrównywać własnego Instytutu, ale było wszystkiego może ze cztery stoiska, z niczym, czego bym wcześniej nie widziała.
Następnego dnia miałam okazję iść na prof. Błaszkiewicz, polecam wam jej prelekcje, dlatego, że sama jestem jej uczniem i bardzo lubię jej wykłady, ale niestety musiałam się przygotować do własnej. Tym razem niestety nie pojawił się Maciej Parowski, a sama gdybym miała wybór poszłabym na górę do Zwierzchowskiego.
Ja i Baribal z Weryfikatorium

Dobrze prowadziło mi się prelekcję ze Szlaczkiem o transhumanizmie i mam nadzieję wystąpić z tym tematem ponownie, ale może z czymś nowym, bo kiepsko idzie mi powtarzanie prelekcji, za to o 21:00 z Adamem całkowicie schrzaniliśmy sprawę, nie mogąc się dograć i nie mogąc zagłuszyć jazgoczącego nerda z pierwszego rzędu.

Ciekawie i zabawnie mówiły Ania Kańtoch i Agnieszka Hałas, przeraża mnie jak dużo siedziało tam młodych pisarzy, a każdy z nich myślący, że to jemu się uda. Zaplątał się tam nawet mój tekst i Adasia Podlewskiego. Teraz Adaś ma moje opko a ja mam jego. Będzie znęcajło.

Wyjątkowo udaną i zabawną prelekcję miał Emil Strzeszewski, który być może dzięki charyzmie a być może dzięki doświadczeniu wykładowcy i potrafi być interesującym i zabawnym mówiąc o Platonie, Sokratesie i filozofii. Nie znam innego tak dobrego wykładowcy tego tematu.
Niestety nie widzieliśmy ostatniej imprezy w Grawitacji, bo Otwock daleko a nie można prowadzić po pijaku, ale słyszeliśmy, że już wczesnym wieczorem zabrakło piwa. Gratulujemy świetnej imprezy.
W sobotę w końcu zaczęło się pokazywać więcej cosplayerów, ale dalej nie było ich bardzo dużo. Dzień rozpoczęłam od wykładu Zwierzchowskiego o polskim rynku pisarskim. On jest dla mnie zawsze niczym kawa na rozpoczęcie dobrego dnia i jednocześnie jak kubeł zimnej wody. Nie przejmuj się Marcin, ja i tak będę kiedyś pisarką.

Drugą część warsztatów Esensji zniszczył znowu jakiś nerd z własną grawitacją. Spająk nie mógł mi wybaczyć, że przypadkiem wybrałam nam miejsce w epicentrum jazgotu. Nie lubię ludzi z parciem na przejmowanie cudzych prelekcji i bez pomysłów na własne, tym bardziej, że z reguły nie mają nic ciekawego do powiedzenia. 


Z drugiej strony, zauważyłam, że lepiej się prowadzi na obcych a zainteresowanych niż dla znajomych, często przychodzących z grzeczności.


Większość tłumu zebrała loteria Rebela, żałuję, że zapomniałam wrzucić los. Tuż po niej odbyły się niesamowite pokazy mieczem w których szybka akcja i okrzyki bólu odbywały się w pełni księżyca a jednocześnie przy zachodzącym słońcu. Obawiam się tylko, że występ zostanie okupiony wieloma siniakami uczestniczących w nim.

Wieczorem załapaliśmy się na fetysze, a później poprowadziliśmy z Adamem tym razem udaną prelekcję o przekłamaniach we Frankensteinie.  Niestety jak to z udanymi prelekcjami bywa, późna pora sprawiła, że pojawiło się zaledwie kilka sennych osób. Tym razem w bardzo sympatycznej atmosferze zakończyliśmy, niestety ostatni nasz dzień na Avangardzie.

Nie mam doświadczenia jeśli chodzi o małe konwenty, ale ten trzymał całkiem fajny poziom i nie był zatłoczony kolorowymi otaku.