poniedziałek, 11 listopada 2013

Flakon

Lans 
Po Lublinie nie spodziewałam się zbyt wiele od momentu, w którym obecny tam już Piórkowski streścił mi opis miasta w słowach "kebaby i lombardy", ale okazało się, że z ciemności wyłoniła się za oknami bardzo ładna starówka i białe kamieniczki. Wrażenie zepsuł taksówkarz, który ostrzegł, że na każdej ulicy prócz ścisłego centrum można oberwać.

Hostel Królewska był pełen fandomomiczów, których już pierwszego dnia było słychać przez lubelskie papierowe ściany. Sympatyczne i mało konfliktowe miejsce, sądzę, że na pewno można je polecić przyszłym konwentowiczom o ile pogodzą się z ceną. Stolik w kuchni był świadkiem niecodziennych scen z udziałem fandomowiczów, wódki i Japończyka.
Puszon, Krzysztof Piskorski, Lucek 

Na konwent dotarliśmy w piątek wieczorem. Co dziwne mijani lublinianie nie wiedzieli o co chodzi gdy pytaliśmy o Targi, w których miał się odbyć. Mijane uliczki należały do tych z kategorii "wpierdol", ale na szczęście udało się nam tam dotrzeć bez większych przygód. Hala targowa była bardzo duża i prezentowała się nowocześnie. Słynne w tym roku kolejki jakimś cudem ominęły Falkon, a miejsca akredytacji były znakomicie dostosowane do tego celu. 

z Anią Kańtoch 
Tuż przy wejściu sprawnie działała szatnia i była to ogromna ulga dla konwentowiczów, bo utrzymywano temperaturę była optymalną i komfortową. Wystawcy dostali gigantyczną halę dookoła której odbywały się prelekcje, więc zapewne mogli być zadowoleni bardziej niż na jakimkolwiek konwencie, który widziałam w tym roku. Nieco gorzej mieli prelegenci i pisarze, których sale były porozkładane w miejscach czasem ciężkich do znalezienia, a czasem wyizolowanych z otwartej przestrzeni. Na szczęście mapy w informatorze były dość klarowne, a sam informator bardzo dobrze pomyślany. Organizatorom należy się pochwała za pomysł podzielenia go na trzy części i umieszczenia na jednej wyłącznie tabeli ramowej z nazwiskami prelegentów, w drugim informacji, a w trzecim opowiadania, między innymi Piórkowskiego czy Podlewskiego.
z Panem Pluszakiem 


Pierwsza atrakcja, na którą trafiłam to "Szaleni naukowcy, szalone teorie" Krzysztofa Piskorskiego, który jest wyjątkowo znany z robienia ciekawych, zabawnych i pouczających prelekcji. Trzeba przyznać, że ani przez chwilę się nie nudziłam. Krzyś omawiał najciekawsze przypadki przeprowadzanych radzieckich (zwłaszcza radzieckich!), nazistowskich i amerykańskich badań jak doszywanie psom dodatkowych głów, krzyżowanie ludzi z małpami i takich bardziej odrażających. Omawiał też szalone teorie o przenicowanej ziemi, czy nazistach z wnętrza globu.

Krzyś pomógł nam trafić na swoją kolejną prelekcję, którą prowadził z Geekozaurami "Ciemne strony steampunku". Ciekawie i jeszcze śmieszniej (bo Lucek) opowiadali o realiach w czasach wiktoriańskich, głównie od tej brudnej strony. O obozach pracy dla dzieci, o prostytucji, o prohibicji, o prostytucji, o higienie, o prostytucji, o medycynie, o prostytucji i o dziwkach. Puszon rozdawał publiczności naszą antologię "Ostatni dzień pary" za popisywanie się ignorancją i inne takie. Slajdy i Krzyś były starannie przygotowane, ale prelekcja nie straciła ani trochę na luzie Geekozaurów i stanowiła jedną z najlepszych atrakcji jakie udało mi się zaliczyć na Falkonie.
z Łakiem na kacu
Tego wieczora wyszliśmy ze sławami na kebaba i piwo. Nie obyło się bez ploteczek z fandomu. To najprawdopodobniej kebab a nie ta wódka w hostelu sprawił, że następnego dnia w fatalnym stanie dotarłam na konwent bardzo późno. Za to zwiedziliśmy cały Lublin bo udało nam się zupełnie przypadkiem wpaść po drodze na moich znajomych. Lublin jest odrapany, biedny, potwornie katolicki i na dłuższą metę pewnie nudny, za to śliczny i bardzo wdzięczny jako obiekt do zdjęć. Przydałby się jeszcze z tydzień na sfotografowanie całego i wypróbowanie wszystkich potraw z Pyzatej Chaty.

Następnego dnia poszliśmy na "Porady młodego pisarza" Jacka Komudy, który rozbawił nas niesamowicie sugestią jakoby Anna Kańtoch była młodą pisarką, która zupełnie niedawno wypłynęła z poziomu publikacji internetowych. Reszty nie pamiętam, ale raczej nie było to nic, co pomogłoby mi w przyszłości zdobyć Żuławskiego.
z Toudim pod koniec kaca


Ciekawa okazała się prelekcja "Najważniejsze zagadnienia dotyczące concept artu" Jana Marka na których dowiedziałam się, że concept art polega na projektowaniu postaci, teł i innych elementów gier, a właściwie nie tyle na starannym projektowaniu, co na rzucaniu pomysłów, które przez innych zostają rozwinięte do poziomu projektów. Zazwyczaj są wykonywane w około trzydzieści minut za pomocą tabletów do rysowania i grafiki wektorowej. Bardzo przydatna do tworzenia strojów była dla prelegenta wiedza wyniesiona z rekonstrukcji średniowiecznych. Jan Marek pracował przy produkcji Wiedźmina.

Spotkanie z Kevinem J. Andersonem niestety trochę się dłużyło z powodu flegmatycznej maniery mówienia autora, ale też dlatego, że nie należę do grona jego najwierniejszych fanów. Z tego co pamiętam opowiadał o Diunie, Franku Herbercie i o tym, jak bardzo chciał mu wysłać pierwszy egzemplarz swojej powieści zanim tamten umarł, i jak gigantyczny ma wobec niego dług.

Pan Akrobata
Tego dnia nie wypiłam ani kropli, ale na szczęście poznałam Cranberry i (już drugi raz) Istvana Vistvarego. Za pierwszym razem nieświadoma, że to on zapytałam go o drogę do pubu, gdzie nas zaprowadził.

Zachęceni piątkiem poszliśmy na "Z archiwum podbojów kosmosu" Piskorskiego, gdzie zobaczyliśmy nazistowskie statki kosmiczne w kształcie kosmicznych myśliwców, brytyjskie statki w kształcie „gorących trójkącików”, radzieckie statki przypominające latające kiwi z kiwi dzieciątkami, statki wystrzeliwujące się za pomocą bomb nuklearnych i statki spadające z atmosfery do wody z trupkami, żeby zobaczyć jak te to zniosą.

Popołudnie zajęło zwiedzanie konwentu i robienie zdjęć. Po terenie kręcili się atletyczni capoeiristas i jeszcze bardziej atletyczni atleci. Bardzo podobały mi się występy gejsz na arenie i niektóre pojedynki. Duże zainteresowanie wzbudzały przebrane za półnagość dziewczyny i wesołe hostessy magicznych ogrodów na rolkach. Zwracała uwagę ekipa cosplayowców ze Star Wars, z Metro i kilkoro doktorów Who. Mała z Chobbits żebrała o jedzenie w zamian za możliwość zrobienia jej zdjęcia, podobnie robili gżdacze w zamian za... W sumie to w zamian za to, że byli gżdaczami.

Pan Z Chorą Buzią
Wieczorem odbyły się pokazy mody z modelkami ze zdjętym wyrazem twarzy. Najpierw miały na sobie niespecjalnie interesujące kreacje, efekty pracy jakichś lubelskich studentów, później przebrania do LARPów, które prezentowały się znacznie ciekawiej, ale mnie cieszyła głównie muzyka z herosów, bo dobrze się do niej czytało książkę. Owe pokazy zmarnowały mi niestety większość czasu i ich najciekawszym elementem były komentarze ekipy BziCoola. Niestety jeszcze tego dnia wróciliśmy TLKą do Warszawy dzierżąc bagaż nieco cięższy przez fanty od Toudiego.

Spędziłam czas świetnie i męcząco, czyli jeszcze lepiej.

czwartek, 3 października 2013

Skapitularz

Łódź jest hipsterem miast, wie to każdy, kto kiedykolwiek miał z nią styczność. Podczas gdy inne miasta mają dworce centralne Łódź musi mieć Dworzec Fabryczny, którego nikt prócz ludzi spoza Łodzi nie nazywa Fabrycznym i który, co nalepsze, od lat dwóch do jeszcze co najmniej kilku będzie w generalnym remoncie. Podczas gdy inne miasta mają Przedmieścia Krakowskie i Bydgoskie, gdzie miasta brzydsze oddają cześć miastom ładniejszym (jak Wawa Krakowowi lub Toruń Bydgoszczy) Łódź musi oddawać cześć Piotrkowi Trybunalskiemu, który urodą mógłby konkurować ze Zgierzem. Gdy inne miasta mają galerie handlowe - Łódź musi mieć Manufakturę; gdy inne mają -cony - Łódź musi mieć Kapitularz. Mogę wam opowiedzieć wszystko o Łodzi bo studiowałam tam trzy lata, ale nie opowiem wam o Kapitularzu, bośmy skapitulowali i nie było mnie tam.

Korzystając z okazji chciałabym pozdrowić spająka i zaserwować garść reklam.

Garść Reklam
W listopadowym numerze Nowej Fantastyki ukaże się opowiadanie "Cyrograf" Grzegorza Piórkowskiego. Na nadchodzącym Falkonie będziecie go mogli spotkać jako gościa, gdyż zajął trzecie miejsce w Falkonowym konkursie na opowiadanie o Lublinie. Spotkacie tam też mnie, może uda się wepchnąć prelekcję po terminie, a jak nie to będę pomykać to tu to tam i rozdawać krakonowe i wrocławskie antologie.

O tej drugiej opowiadałam już wcześniej: "Klasyczna baśń we współczesnym wydaniu", jest całkiem fajnie wydana, ma aż 100 stron i dwa obrazki. Znowu umieszczono kogoś między mną a Piórkowskim ale tym razem nie będzie straszliwej zemsty. Najlepszymi tekstami moim zdaniem są dwa umieszczone w kategorii "Dla debiutantów", to jest: "Wizyta" Karola Wojniczaka, opowiadanie o bardzo ciekawej narracji, dobrej konstrukcji i pomyślanej kompozycji, a przy tym wcale porywający, chociaż ja zazwyczaj skreślam na starcie teksty, które zawierają jakikolwiek ładunek erotyzmu czy perwersji; oraz "Destylator wyobraźni" Marceliny Śmigiel, opowiadanie ze świetnym, modnym obecnie w konwencji hard sf i new weird settingiem typu samoświadome, rozrastające się miasto, dobrą, ciężką narracją i ciekawym podejściem do tematu. Mniej więcej tak samo podoba mi się "Fatalny splot" Kornela Mikołajczyka o Roszpunce. Tekst jest oniryczny, ma ciężki klimat typowy dla amerykańskich weird tale z udziałem domu dla wariatów, mrocznych dziwów i cierpiącego upiora. Lubię historie w takim pleśniowo-szarym stylu. Piórkowski zaserwował w antologii gorzki tekst o Kopciuszku którego dosięga przeznaczenie wszystkich bab (gary), a nasz wspólny znajomy - Wojtek Zaręba - popisał się kolejnym obyczajowym ujęciem problemu współczesnego kapitalistycznego świata, który jak widać go przeraża i opisał bogatą dziewczynkę, która nie radzi sobie z nadmiarem pieniędzy i spotyka ją przeznaczenie wszystkich bogatych dziewczynek (przedawkowanie).
Resztę antologii bardzo dobrze opisał Kornel, więc ja już nie muszę: (http://kornelmikolajczyk.blogspot.com/2013/09/antologia-pokonkursowa-po-dniach.html?spref=fb), pochwalił nawet mój tekst. Ja bym go nie pochwaliła, to jeden z tych wymordowanych tuż przed terminem.

Powiem jeszcze, że USOS to szatan, i, że mam nowego, przymusowego maila, którego nienawidzę tak bardzo, jak skrętu kiszek: k.cisowska@student.uw.edu.pl, jak chcecie to można na niego wysyłać pogróżki i wąglika.

PS: Rotter nie przeczyta mojej notki jak po kliknięciu ctrl+f nie znajdzie swojej ksywy chociaż raz, więc spytam: jak nisko musiała upaść Nowa Fantastyka, żeby opublikować jego artykuł? ;x

środa, 25 września 2013

Żuławy

Wymięta (jak ścierka do okien na jesieni) przetrwałam dwukrotną jazdę PKS Grójec żeby przynieść wam relację z rozdania Żuławów. Relacja powinna być długa bo mam kilka zdjęć od Krzysia Kietzmana (thx).

Po pierwsze na rozdanie przybyłam grubo spóźniona bo autobus postanowił dać się zakorkować na jankach i podzieliłam los wszystkich innych słoików. Gdy wchodziliśmy na salę było już po ogłoszeniu wyników a dziewczyna w dziwacznym czerwonym stroju wyglądającym jak połączenie hipsterii i złego smaku odczytywała na modłę Kubusia Puchatka prozę w której po chwili zgrozy rozpoznałam "Czarne" Ani Kańtoch. Przy najśmielszym wyobrażeniu nie posunęłabym się do wizji tak nieudanej interpretacji tekstu, ale Łaku powiedział, że pani czytacz miała przede wszystkim wyglądać i jego zdaniem wyglądała. No skoro tak...

Po tym cudownym odczycie, który autorka siedząca obok zniosła wyjątkowo cierpliwie, nastąpiło wręczenie nagród i przekazanie słów niestety nieobecnych Łukasza Orbitowskiego i Roberta M. Wegnera, dlatego, że ten pierwszy jest w Holandii (Dani!), a ten drugi był chory. A szkoda, bo chciałam potrzymać Żuława. Ostatecznie wszyscy już pewnie wiecie jak zostały przydzielone nagrody. Pierwsze miejsce zajęło "Czarne" (aheahhahe ;3), drugie "Widma", a trzecie "Niebo ze stali". Była też mowa o innych powieściach, które plasowały się wysoko na liście nominowanych. Pamiętam stamtąd nazwisko Huberatha i jego "Portal zdobiony posągami", ale nic więcej. Po tym nastąpiła długa laudacja, która była o tyle dobra, że dało się z niej wyłapywać nieścisłości i zabawne nawyki językowe oratora, ale podobno w zeszłych latach zdarzały się lepsze.

Później miałam okazję uczestniczyć w słynnym poczęstunku, na którym nie mogłam się odnaleźć bo było ciasno i tłoczno. Na szczęście porywał mnie to Kietzman, to Kubuś, to Wojtek Zaręba, to Ania Kańtoch (a być porywanym przez Anię Kańtoch to nie byle co). Ale Łak i Maciek Parowski (galanteryjny jak zawsze) zadbali też o to bym nie umarła z głodu i pragnienia (a jedzenie i picie było faktycznie bardzo dobre). Udało mi się też w końcu porozmawiać z Maćkiem o szkicu i teraz lekko ruszę z publicystyką, tak jak mu obiecałam (ale to będzie tylko jeden mały kroczek... ewentualnie kilka).

Wyszliśmy na piwo za Malakhiem i siedzieliśmy blisko Emila Strzeszewskiego i jego Kasi, Shadowa i Mag Druna. Na szczęście Ania wyrwała mnie stamtąd nim panowie zanudziliby mnie opowieściami o Manowarze na śmierć.

Później Rafał Kosik przegrał w lotki. A stawiałam na niego.

Nem

wtorek, 17 września 2013

Piernikon


Toruń nawet bramy ma odlotowe
Po pierwsze przepraszam, że nie nazwałam notki tak jak obiecałam Łakowi, czyli Zadupkon, ale odbywało się jednocześnie kilka konwentów na zadupiach i ktoś mógłby nie wiedzieć z góry, o który chodzi. Przy czym chciałabym zauważyć, że chociaż Toruń jest na północy, (którędy zima nadchodzi), i chociaż jest tak daleko, że ledwo sięga tam mapa, to i tak jedzie się do niego z Warszawy krócej niż do Opoczna, mojego rodzinnego miasta położonego też w Polsce centralnej, a jakby bardziej na końcu świata.

Z przyczyn niezależnych ode mnie na konwent przybyłam dopiero w sobotę i to wcale niewczesnym rankiem. Toruń jest leniwym ale bardzo ładnym miastem, dlatego przed zagonieniem się na konwent należało przespacerować się po nim pół godziny, obejrzeć place budowy, szarawe niebo, zalane trawniki. To, co początkowo wzięliśmy za klasztor okazało się być wodociągami. Gdyby w Łodzi klasztory były chociaż w jednej czwartej tak ładne jak wodociągi w Toruniu, to chętnie zostałabym tam na magisterce. Starówka nawet w deszczu nie odbiegała urokiem od Krakowa, kamieniczki uderzały przepychem, ratusz prezentował się wspaniale, a w Manekinie, typowym Toruńskim pełnym klasy Manekinie, jak zawsze było pysznie.

Krzysztof Piskorski
Cel mojej podróży - czyli premiera antologii "Baśń w nowoczesnym wydaniu", w której miał być mój tekst, niestety mnie ominął z powodu nieludzkiej pory (13:00!), w dodatku na miejscu okazało się, że drugiego celu mojej podróży, Marka S. Huberatha, nie ma na konwencie, a Jacka Inglota nie mogłam znaleźć w programie, bo ktoś mądry tak zrobił informator, że przy atrakcjach nie było nazwisk prowadzącego.

Udało mi się znaleźć na spotkaniu Krzysia Piskorskiego, który jak zawsze czarował wierne mu grono zabawnymi anegdotkami i obietnicami pisania przyszłych tekstów. Mnie też podoba się okładka Cieniorytu, chociaż wg mnie mogliby się do niej bardziej przyłożyć, jednak jest dość minimalistyczna i nie wyrywająca się z tłumu.

Po drugie udało się obejrzeć świetny panel Geekozaura o serialach i chociaż poszłam tam bez większego przekonania, to okazało się bardzo zabawnie i bardzo ciekawie. Najlepsze opowieści dotyczyły seriali, których nikt nie znał, jak np. „Utopia”, który muszę obejrzeć koniecznie.
Geekozaur: Puszon i Lucek

Poszliśmy też na prelekcję o Klanarchii, chociaż nie grywam w RPG i nie znam się na systemach, ale co do tego jednego mogłabym się skusić. Bardzo spodobała mi się specyfika tej gry a Szlaczek opowiadał jak przystało na człowieka, który wie, o czym mówi.

Miałam nadzieję na zobaczenie mangowców, ale nigdzie ich nie było, nie było też poprzebierańców, szaleńców, czy ogólnego „socjalu”, nie było szalonej, chaotycznej atmosfery konwentu. Pod tym względem Krakon wygrywa, to mi się tam strasznie podobało, ale może to też odrobinę kwestia pogody, lub taka specyfika tego miast.
Szlaczek, by Adam Ł Rotter

Nocą na piwie w wąskim ale dobrze dobranym gronie udało mi się wyciągnąć sporo anegdotek i ploteczek na temat fandomu, teraz drżyjcie, bo nie znacie godziny, w której uznam, że są mi do czegoś przydatne. Chociaż sądzę, że przydadzą mi się do tego, do czego przydały się moim rozmówcom, to jest, do urozmaicenia czasu spędzonego przy piwie. Później było znowu tak ciepło i ładnie, że zamiast wracać autobusem zdecydowaliśmy się na spacer przez Toruń do miejsca noclegu.

Toruń i odlotowa kałuża
Co zabawne nie dowiedziałam się niczego związanego z antologią, nikt nie umiał powiedzieć co, gdzie i jak. Dopiero po konwencie odpowiedziano mi, że wyszła ona w formie papierowej i będzie możliwa do dostania za darmo na Falconie i innych konwentach, kupić się jej, natomiast, nie da. Postaram się po dostaniu swojego egzemplarza autorskiego powiedzieć coś więcej o tym, jak to wygląda. A, i na Falconie pamiętajcie żeby przyjść na moją prelekcję, bo mam zamiar jakąś zrobić. Jeśli ktoś ma pomysł na coś innego niż mój standardowy konik (dystopie, fansoc), to piszcie do mnie śmiało, na pewno wezmę to pod uwagę.


Dzisiaj Grzegorz Piórkowski zdobył wyróżnienie w konkursie Horyzontów Wyobraźni opowiadaniem pod tytułem „Tylko człowiek”, po ukazaniu się numeru specjalnego zrozumiecie dlaczego mam to za niesprawiedliwość dziejową. A listopadowy numer Nowej Fantastyki przyniesie światu tekst, którym zajął drugie miejsce w konkursie jubileuszowym, to jest opowiadaniem „Cyrograf”.

Nemesis

poniedziałek, 9 września 2013

Polcon i rzeczywistość

Zbieram się do relacji dopiero teraz, gdy nikt już nie pamięta i nie rozmawia o konwencie, gdy już zdążyły to zrobić wszystkie gwiazdy, ale to tylko dlatego, że od zakończenia Polconu żyję trochę jak we śnie, w który dalej ciężko mi uwierzyć.
Agnieszka Hałas, Ania Kańtoch, ja, Krzysztof Kietzman, Toudi
Toudi, Kubuś Kulis, ja, Młodzik, Ania Kańtoch, Kasia Kosik
Niestety tym razem nie zobaczyłam nic równie ekscytującego jak bójka. Zadowoliłam się prelekcjami. Zwłaszcza Michał Cetnarowski był profesjonalny i intrygujący na swoim wystąpieniu przed młodymi autorami, Marcin Zwierzchowski bardzo zabawny w charakteryzowaniu filmów na podstawie komiksów, dodatkowo znajomi stojący w kolejce urozmaicali mi czas pełnymi bólu i rozpaczy smsami.

Następnego dnia prowadziłam spotkanie z Maciejem Parowskim o jego pierwszej beletrystycznej książce - "Twarzą ku ziemi", i wspólnymi siłami przez godzinę wycisnęliśmy ją i zgrillowaliśmy, poprzez jej pryzmat patrząc na młodość Parowskiego, czasy w jakich się wychował, jego ambicje i wspomnienia. Wbrew tego, co się mogło wydawać mnie się ta książka naprawdę bardzo podobała. Kawał dobrej literatury socjologicznej, nawet jeśli zbyt precyzyjnej psychologicznie jak na czystą dystopię.
Tego dnia udało mi się poznać Agnieszkę Hałas i wreszcie porozmawiać dłużej z Anną Kańtoch. Nigdy nie przypuszczałam, że można być jednocześnie tak popularnym i tak skromnym, sympatycznym i otwartym człowiekiem jak Ania, a Agnieszka niepokoiła swoją przenikliwością i bystrością. Bardzo dobrze wspominam rozmowy z nimi i zachowam ich rady, bo już obiecałam, że nie przestanę działać. Tym bardziej, że starania Toudiego (który już oficjalnie nazywa siebie moim menadżerem) nie mogą iść na marne.
Dedykacja od Ani Kańtoch
Swoją drogą to wywiązała się zabawna historia. Jakiś czas przed konwentem znajomy wspomniał, że znajomość z Toudim może mi zaszkodzić, bo to druga na liście najbardziej nielubianych osób w fandomie. Ciekawiło mnie kto jest tą rzekomo najbardziej nielubianą osobą i wtedy Toudi mi go przedstawił tytułując "największym dupkiem fandomu". Cóż, mam nadzieję, że kiedyś znajdę się na tej liście razem z Toudim i Łakiem, bo jak się okazuje to doborowe towarzystwo. A "stolyk literacki" jest fantastyczny, nawet jeśli bardziej plotkarski niż dyskutancki, oby udało mi się kiedyś jeszcze do niego dołączyć.

Podobały mi się prelekcje o Małpach Pana Boga, o kobietach w literaturze, o psychopatach i Wattsie, panel powergraphu i nawet geekozaur o konwentach. Podobało mi się rozdanie Zajdli, chociaż po cichutku miałam inną nadzieję, jeśli chodzi o powieść. Robert M. Wegner obejmujący córki na scenie był tak wzruszający, że nie dało się nie cieszyć jego szczęściem, bez względu na to, czy się lubi epickie militarne teksty, czy nie. I cieszę się, że dał mi potrzymać Zajdle, których nie mogłam udźwignąć. Podobało mi się bycie "awatarem Macieja Parowskiego" na spotkaniu z Konradem T. Lewandowskim i odczytywanie pytań tego pierwszego. Swoją drogą "pan Przewodas" jest przesympatycznym człowiekiem, nawet jeśli doskonale świadomym swojej wartości. 

Podobały mi się też te wszystkie spotkania w pubach i cieszę się, że Młodzik i Kuba mi w nich towarzyszyli, bo było arcysympatycznie i trochę surrealistycznie poznawać ludzi znanych dotąd tylko z legend. Teraz zostało mi tylko wyczekiwać kolejnego konwentu.

W międzyczasie wyszedł tekst, który jakiś czas temu wysłałam do Creatio Fantastica. Współpraca z redakcją okazała się jeszcze przyjemniejsza niż można było przypuszczać.
Ksenia Olkusz jest naprawdę pomocną, staranną i pracowitą osobą. Cieszę się, że przyjdzie nam dalej ze sobą współpracować. Co do samego tekstu, to cieszę się, że jednak ujrzał światło dzienne. Mam nadzieję, że Jacek, z którym go obmyśliłam, będzie mi w stanie wybaczyć, że historii absyntowego świata dodałam odrobinę melodramatyczności i emocjonalności. I wybacz, że ci go nie zadedykowałam, nie miałam jaj.

Z zapowiedzi mogę jeszcze zadeklarować, że zostałam poinformowana (hehe, w końcu), że we wrześniu pojawi się antologia, w której będzie mój tekst "Wszystkie moje drogie dzieci" o szczurołapie z Hamelin. Opowiadanie cierpi na bylejakizm, ale podobno ma klimat. Antologia będzie warta nabycia, bo znajdzie się w niej też interpretacja Kopciuszka według Grzegorza Piórkowskiego napisana w genialnym stylu (o czym na razie wiem tylko ja i jury) i opowiadanie Wojtka Zaręby, którego jeszcze nie znam. Razem z Wojtkiem i Grzegorzem nie wybaczymy organizatorom Horyzontów Wyobraźni, że w tym roku odwołano galę i nie będziemy mieli okazji napić się piwa w zeszłorocznej ekipie.

W późniejszym terminie wyjdzie antologia pokrakonowa. Mogę wam obiecać, że będzie wyglądać świetnie, bo zespół ilustratorski który stworzyliśmy, pracuje spójnie i starannie, a składem zajmie się ten sam profesjonalista, co przy "Ostatnim dniu pary". Styl całości celowo będzie utrzymany w konwencji retro-wiktoriańskiej. Nic tylko wyczekiwać. 

Jeśli ktoś chciałby jeszcze nabyć antologię krakonową, to jestem skłonna wysłać ją na podany mi adres, zostało mi jeszcze kilka. Zapraszam do kontaktowania się ze mną w tej sprawie.

- Nem

wtorek, 20 sierpnia 2013

"Ostatni dzień Pary" na Polconie

Antologia "Ostatni dzień pary" to mikrozbiorek tekstów, które wygrały konkurs "Ostatni dzień pary" i dwóch tekstów profesjonalnych pisarzy. Składa się na nią pięć opowiadań steampunkowych i jeden postapokaliptyczny. Autorzy to: Ania Kańtoch, Krzysztof Piskorski, Grzegorz Piórkowski, Adam Podlewski, Bartoszcz Szczygielski i ja, z moim tekstem "Ostatni dzień mojego świata pary", który pierwotnie nazywał się "Ostatnim dniem pary", dzięki czemu wszyscy mogliście myśleć, że nazwa antologii wzięła się od niego.

Teksty prezentują sobą dość wysoki poziom biorąc pod uwagę, że ograniczenie wynosiło 10 tysięcy znaków, więc wszyscy musieli się wspiąć na wyżyny umiejętności konstruowania. Kto pisze, to wie. Poza tym tematyką miał być Kraków w klimacie steampunkowym lub postapokaliptycznym, więc wymagało to wysilenia wyobraźni, bo w Krakowie wiktoriańsko nigdy nie było. 

Pierwsza strona mojego opowiadania, ładna, co? ;3.
Jeśli jednak ktoś z was byłby zainteresowany egzemplarzem papierowym, to ostatnia szansa, żeby go dostać (tak, dostać, zupełnie za darmo) pojawi się na konwencie Polcon w ostatnim tygodniu sierpnia. Będą rozdawane na spotkaniach autorskich Krzysia Piskorskiego i Ani Kańtoch, można będzie też otrzymać je po dorwaniu mnie, a mnie można będzie dorwać na przykład na spotkaniu autorskim Macieja Parowskiego, które będę miała zaszczyt poprowadzić. Odbędzie się w piątek o jedenastej. Liczę na to, że w czwartek nie będzie jeszcze imprez na tyle intensywnych, by na swoim spotkaniu Maciej musiał narzekać na brak słuchaczy.

Wracając do krakonowego konkursu: właśnie ruszyły prace nad pełną, uzupełnioną antologią w formie ebook zawierającą nie tylko teksty zwycięskie, ale też wszystkie, które weszły do finału. Będziecie mogli przeczytać drugi mój tekst, który znalazł się w finale o tytule "Panna Anna i chłopiec z drewna" i dziewiętnaście innych, z których niektóre zostały napisane przez ludzi o już znanych nazwiskach jak Jacek Wróbel czy Ida Żmiejewska. 

Ilustracja "Małpiarni" Piskorskiego
Poza tym warstwa graficzna zostanie starannie dopracowana. Postaram się dołożyć nieco do tego przedsięwzięcia i narysować kilka ilustracji. Na pewno zilustruję teksty własne i "Kukłę" Grzegorza Piórkowskiego, co do reszty, jeszcze nie zostało postanowione.

W kolejnym numerze Creatio Fantastica możecie się spodziewać mojego tekstu: "Bądź delikatny, krusząc światy", którego publikacja jest dla mnie sporą niespodzianką biorąc pod uwagę, że w pierwotnej wersji to był jeden z moich pierwszych tekstów, naiwny i dość dziwaczny. Mam nadzieję, że nie zostanie okrutnie wyśmiany, byłoby to dla mnie co najmniej bolesne. Tak czy owak został doceniony przez nadwornego krytyka Creatio, przed którym jeszcze długo pozostanie mi giąć się w pełnych szacunku ukłonach.

Nemesis

wtorek, 30 lipca 2013

Krakon i "Ostatni dzień pary"

Doszły do mnie plotki, że mój blog jest czytany (pozdro Endrju), więc postanowiłam napisać notatkę o Krakonie. 

Zawsze jakoś szkoda mi było środków na konwent, ale na Krakon wejściówki można było zdobyć w konkursie literackim na opowiadanie post-apo lub steampunkowe dziejące się w stolicy Vintage. O Krakowie wiedziałam tylko, że jest taka debilna
Moja pierwsza ilustracja: Anna i chłopiec z drewna
piosenka, w której występuje fraza Krakowianka jedna miała chłopca z drewna, która zainspirowała Leśmiana do napisania elektryzującego wiersza "Panna Anna". Jest mi obcy instynkt samozachowawczy, więc bezmyślnie pomysłem zaraziłam Piórkowskiego obiecując mu jeszcze hamburgera jeśli weźmie udział i BigMaca jeśli wygra, bo o ile swoich umiejętności nie byłam pewna, to jego owszem. W dzień przed upłynięciem terminu wysłaliśmy swoje teksty. Jedno z opowiadań zatytułowałam "Ostatni dzień pary", bo tak miała się nazywać antologia i stwierdziliśmy, że ludzie pomyślą, że to najważniejszy tekst w antologii (jak np z "Science Fiction" Dukaja w antologii "Science Fiction"), teraz z perspektywy czasu wiem, że to był dobry pomysł, bo ludziom zdarzało się nabrać! Udało nam się dostać wejściówki. On zajął pierwsze a ja trzecie miejsce (co prawda nie tym tekstem, w który inwestowałam energię, tylko takim, który naprędce spłodziłam na Metodyce nauczania) i tym samym mieliśmy się pojawić na naszym pierwszym konwencie i po raz pierwszy na papierze.

Stwierdziłam, że muszę pozawracać głowę organizatorom wytykając nielogiczność założenia, że mam dostać na gali w nagrodę wejściówkę, którą żeby dostać musiałabym przecież najpierw tam wejść. Organizator miał ważniejsze sprawy na głowie, wykręcił się sprytnie mówiąc że wejściówka to nie nagroda a konsekwencja i uznał mnie za debila. Tak poznałam Toudiego, a że też mam prawicowe poglądy, zaprzyjaźniliśmy się. I biorąc pod uwagę jak bardzo jest życzliwym, opiekuńczym, serdecznym serdecznym człowiekiem i jak postarał się na konwencie, żeby nas promować, umilać nam czas, ta przyjaźń to chyba najlepsza nagroda.
Pomagam Toudiemu nie zwariować na Krakonie

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to atmosfera trochę podobna do Ursynaliów: tłum, hałas, kolejka, śmiechy. Tylko, bardziej kolorowo i uszkowo. Prelekcje mi się podobały, najbardziej spotkania z Nową Fantastyką, panel o Steampunku, chociaż nie lubię Steampunku, panel o bohaterach... Prócz tego gigantyczną niespodziankę, taką przyprawiającą o zawał serca miałam gdy na moją prelekcję o dystopiach przyszedł Maciej Parowski i nawet się w niej udzielał. Oczywiście sprawił tym samym, że początek i zajęło mi uspokajanie się.
W "Adamsky Kiczen"

Fatalnie wypadłam gdy Toudi przedstawiał mnie Michałowi Cetnarowskiemu, bo stając twarzą w twarz z człowiekiem, od którego tyle zależy, dostałam dziecinnego napadu strachu, wstydu i nieśmiałości. Nie przeszkodziło mi to na piwie w Filutku podsłuchiwać jak Michał rozmawia z Piórkowskim. Towarzyszył mi w tym niecnym procederze bardzo sympatyczny Krzysztof Piskorski, z którym też mieliśmy w przemiłej atmosferze wymienić trochę poglądów (czyt. ponabijać się z otoczenia). 

Andrzej Pilipiuk Chtulhu
Udało mi się też poznać Marcina Zwierzchowskiego i porozmawiać z nim o GMO, genetyce i książkach. Jak na osobę tak ważną w fandomie, wykształconą w dziedzinie genetyki i oczytaną, Marcin nie traktował mnie z lekceważeniem, wręcz przeciwnie - był zabawny, wyluzowany i po prostu bardzo bardzo fajny. Nie oparłam się też urokowi Andrzeja Pilipiuka pomykającego po konwencie w zrobionej na drutach masce Ctulhu i w kocich uszkach. Jedynym moim rozczarowaniem okazał się Graham Masterton. Miałam takiego pecha do pojawiania się zawsze w złym miejscu i w złym czasie (np widziałam bójkę JĆ) i byłam świadkiem takich sytuacji z udziałem Grahama, że nie ośmielę się ich powtórzyć mojej mamie. To było zwyczajnie żenujące. Konwenty to jednak zbyt sympatyczne miejsca dla wielkich gwiazd.

Przez najbliższe dni mogę być niedysponowana przez zapalenie krtani, tchawicy i oskrzeli, ale miałam świetną opiekę na konwencie. Zostaje mi wyrazić podziękowania dla Toudiego, Adamskiego, Ijido, Motyla i Ani. No i wszystkim za świetną zabawę.

Nemesis

piątek, 5 lipca 2013

Witaj na moim blogu

Zapraszam cię do posłuchania muzyki i poczytania moich tekstów, które są po prawej stronie bloga, jeśli życzysz sobie wyłączyć muzykę znajdziesz player w pasku na górze strony. Jeśli życzysz sobie skontaktować się ze mną i porozmawiać na dowolny temat, to jest całe mnóstwo sposobów na to. Możesz napisać na mojego maila (nemesis.seishin@gmail.com), którego nikt nie potrafi zapamiętać, poza tym możesz napisać na mojego dorosłego maila, którego rzadko odwiedzam (karolina.cisowska@yahoo.pl)  lub znaleźć mnie na facebooku, gdzie mam wyjątkowo dojrzałe id (nemezis666). Jeśli nie życzysz sobie kontaktować się ze mną, to nie mów mi o tym, bo będzie mi przykro ;_;

Nemesis